MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAME !!!

wtorek, 25 października 2011

Boss Hoss - yes, we can



Po co to komu?

Barrak Obama powiedział kiedyś „Yes, we can". Monte Werne zdaje się być idealnym przykładem zastosowania tego hasła w życiu. Po co tworzyć motocykl koszmarnie ciężki, niepraktyczny, o idiotycznej wręcz mocy? Ponieważ jest to możliwe. Da się to zrobić i się robi. Nie ma tutaj uszczykiwania kolejnych gramów z masy motocykla, nie ma walki o kolejne ułamki sekund, nie ma chirurgicznego projektowania. Boss Hoss to motocyklowy gigantyzm w najczystszej formie. Dla kogo jest to przeznaczone? To wyjątkowo trudne pytanie. Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, to koleś, który miał już w życiu kilka motocykli, mniej lub bardziej ekstremalnych, ale teraz potrzebuje czegoś naprawdę odpałowego. Jest jednak jeden poważny problem. Pamiętacie kobitkę z trzema piersiami z „Pamięci Absolutnej"? Hit miejscówy, każdy patrzył na nią z zaciekawieniem, zachwytem i z koparką na ziemi. Pytanie tylko czy chciałbyś z nią założyć rodzinę? No właśnie ... Z Bossem jest podobnie. Każdy będzie patrzył na niego z otwartymi ustami, próbując poukładać sobie myśli i jeszcze raz przeanalizować to, co właśnie widzi. Każdy szanujący się motocyklista choć raz chciałby się nim przejechać. Choć raz odkręcić manetkę i poczuć, jak tylne koło znika w kłębach dymu. Jest jeszcze coś. W Polsce, aby mieć w ręku kluczyki do tego sprzętu (do których idealnym brelokiem byłby tłok z traktora), trzeba wyłożyć około 175 000 PLN. Niemało, zważywszy na fakt, że drugie tyle wydasz na opony i paliwo. Ciekawi mnie jedna rzecz. Gdzie jest granica? Czy jest jakiś limit mocy w motocyklu drogowym, czyli takim, który nie jest produkowany w tajnej fabryce w białych rękawiczkach? Czy kiedyś powstanie jednoślad z silnikiem z Bugatti Veyron, który będzie można zarejestrować? Pewnym jest, że i na takie coś znaleźliby się chętni. Zawsze się znajdywali i znajdywać będą. To po prostu cywilizacyjna potrzeba przekraczania granic rozsądku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz